Sesja

Karczmarz sprawiał wrażenia jakby chciał mu przywalić. W końcu jednak oznajmił żee gdzie się położy tam może spać.

Skinął głową po czym obrzucił spojrzeniem resztę klientów, zastanawiając sie czy bezpieczniej nie będzie spać na zewnątrz. W końcu wzruszył ramionami i wyszedł z karczmy.
-Trzeba poszukać jakiegoś jedzenia, bo długo na tym co tu dają nie pożyję...
mruknął idąc w kierunku bramy miejskiej.

Doszedł do bramy. Co jakiś czas Ktoś wjeżdżał bądź wyjeżdżał. Mało to poruszał się tu na własnych nogach oprócz strażników miejskich.

wyszedł za miasto rozglądając sie w około.

Masz do wyboru - sady owocowe, fermy, farmy, pola, jeziorko (i zapewne rybaków z rybami)

Najbardziej zachęcający wydał mu się sad. Nie był jednak na tyle głupi by od razu tam wejść i zwinąć kilka owoców. Wpierw postanowił obejść go wokół i zobaczyć gdzie kręcą sie ludzie.

Najbliższy sad znajdował się około godziny od mi9asta. Jest w przybliżeniu trzynasta

- Czego tu szukasz?

Wrzasnął na jego widok młody mężczyzna. W dłoniach trzymał grabi gotów ich użyć w razie zagrożenia.

- Niczego, no chyba że bardzo ci zależy żeby oberwać.
pochylił się lekko do przodu i oparł dłoń na rękojeści miecza, ale nie zatrzymał się wciąż idąc drogą biegnącą wzdłuż sadu.

Młodzieniec skierował w jego stronie grabie jak włócznią.

- Nie podchodź bo będę musiał cię zabić

Wrzasnął. Wyczuwało się w jego głosie lęk i ponadto cofnął się o krok.

-Wszyscy Bogowie...- szepną kręcąc głową
Postanowił jednak zignorować chłopaka i iść dalej. Wyprostował się, ale nie zdejmował dłoni z rękojeści miecza.

Chłopak zaatakował. Uniósł grabie w zamiarze opuszczeni ich na intruza. Oczywiście kolcami w kierunku jego ciała.

Mrdanrren spróbował chwycić lewą ręka za drzewce grabi i zepchąć je na bok, jednocześnie obracając się do chłopaka prawym bokiem i wyszarpując miecz z pochwy. Puki co nie zamierzał zranić swojego przeciwnika, ale powoli mu zaczynał się już na niego gniewać co wyraźnie odbiło sie na jego twarzy.

Chłopak wypuścił grabie i zaczął uciekać wzywając pomocy.

-Pfff.
Mrdanrren pokręcił głową i rzucił grabie na ziemię. Wsuwając miecz do pochwy ruszył dalej, nie chcąc pozostawać w pobliżu tego sadu gdy, albo jeśli ktoś wróci tu z chłopakiem by odeprzeć rzekomą napaść.

Od strony uciekającego pojawiło się sześciu ludzi trzymający łuki. Zapewne ochrona pobliskich farmerów.